top of page

Pałac w Kopicach i zaginione rzeźby Carla Kerna 

Szukamy daleko, a mamy pod samym nosem ... 

Już od lat, wielu z nas łamie sobie głowy i zadaje pytanie : gdzie podziały się te wszystkie pałacowe rzeźby i posągi? Co się z nimi stało?

A było tego sporo, bo podobno pałac i park zdobiło kilkaset rzeźb postaci oraz zwierząt w naturalnych rozmiarach, dłuta wrocławskiego mistrza Carla Kerna. Atmosfery przepychu i piękna miały dopełniać przemyślnie wkomponowane fontanny. 

Wiele z nich wywieziono zapewne daleko, być może za granicę. Z reguły właśnie tam (ale tylko teoretycznie, bo to raczej już dzisiaj bez sensu) wypadało by ich szukać. A więc szukamy je myślami gdzieś daleko, nie zdając sobie sprawy, że mogą być bliżej niż nam się to wydaje ... 

Podam Wam przykład. Nie jest to być może nic spektakularnego, ale chodzi tutaj najprawdopodobniej o jedną z "pałacowych" rzeźb,

a dokładniej o część rzeźby. Powtórzę jeszcze raz, że: chodzi najprawdopodobniej o jedną z pałacowych (być może stojącą dawniej gdzieś w parku) rzeźb i są to tylko moje przypuszczenia. Niestety, nie ma czegoś takiego jak lista dawnych kopickich rzeźb, a więc nie ma z czym porównać. Opieram się jedynie na informacjach przekazanych mi przez osobę blisko związaną z "bohaterem" tego artykułu, logice i prostym łączeniu faktów.

   

A więc w samych Kopicach, na dachu jednego z budynków mieszkalnych, pewien pomysłowy, dzisiaj już wiekowy mieszkaniec Kopic, umieścił (przycementował) ubitą głowę jednej z (i znowu dodam: najprawdopodobniej) "pałacowych/parkowych" rzeźb. Wykorzystując swój "talent artystyczny", pomalował ubitą głowę w celu jej upiększenia. Znalazł ją podobno 20 lat temu w krzakach obok pałacowych murów. Zobaczył ją i zapewne tak się w niej zakochał, że zabrał ze sobą i postawił na swoim dachu ... dlaczego właśnie na dachu, wie tylko on. I tak stała sobie "strasząc" nieproszonych gości przez 20 lat. Stała, bo po publikacji tego artykułu zniknęła ... ale do tego wrócimy na samym końcu.

I jak to kiedyś śpiewano w pewnej piosence ... lata mijają lecz uczucie wciąż żarem płonie ... i płonęło, bo wspomniany kopiczanin nie miał najmniejszego zamiaru oddać ubitej głowy komukolwiek.  

Odwiedziłem starszego pana. Próbowałem przekonać go do szczytnego a zarazem pionierskiego gestu: dobrowolnego przekazania/oddania "głowy" służbom konserwatorskim. Jeśli nie konserwatorowi zabytków w Opolu, to chociaż prof. Nicieji w formie depozytu. Uważam bowiem, że prof. Nicieja byłby jak najbardziej odpowiednią osobą (uratował już św. Krzysztofa z Kopic i Damę z harfą). Ale nie było nawet szans na przeprowadzenie sensownej rozmowy, bo gospodarz wysłał mnie od razu do stu diabłów. A szkoda, bo mógł być pierwszym, dobrym przykładem dla wielu innych, w których posiadaniu są podobne "przedmioty". 

Po opublikowaniu artykułu o "głowie z kopic", wybuchła prawdziwa wojna. Pojawiły się bardzo obraźliwe wpisy pod adresem gospodarza. 

Nie podawałem ani jego adresu, ani nazwiska, byłem także przeciwny jakimkolwiek nagonkom na niego. Usuwałem każde kolejne, obraźliwe wpisy. Jest to już starszy człowiek, wprawdzie bardzo uparty i dla mnie osobiście niemiły, jednak to nie upoważnia nikogo do obrażania jego osoby. Jego krewni nie wytrzymali i przeprowadzili kontratak. Oberwało się także mnie ... że jestem idiotą, że nie mam o niczym pojęcia, że "głowa" rzeźby wogóle nie pochodzi z Kopic i skąd wogóle takie informacje i przypuszczenia. 

Informacje o "głowie na dachu" otrzymałem od osoby należącej do bliskiego grona rodzinnego godpodarza już rok temu. Z braku czasu, dopiero przed dwoma tygodniami postanowiłem zająć się wyjaśnieniem tej sprawy. Pisząc artykuł zaznaczyłem w nim, że rzeźba pochodzi "najprawdopodobniej" z pałacu, że nie mam jednak 100% pewności i mogę się naturalnie mylić. Dodałem także, że gospodarz nie musi obawiać się jakichkolwiek kar czy konsekwencji prawnych, ponieważ 20 lat temu pałacowe rzeźby nie były jeszcze wpisane do rejestru zabytków. 

Od rodziny gospodarza usłyszałem w sumie 2 wersje pochodzenia "głowy". Raz mówiono, że do Kopic przywieziono ją w roku 1948 gdzieś z pogranicza czeskiego, następnym usłyszałem datę 1965 roku i jakiś poniemiecki park, a sam gospodarz przeganiając mnie kilka dni temu stwierdził, że to tylko miedziany odlew głowy a nie oryginał.

Jedna z krewnych gospodarza, która uprzednio nazwała mnie w swoich facebookowych komentarzach m.in. idiotą, zadzwoniła do mnie żądając sprostowania artykułu. Przeprosin za obrażanie mojej osoby nie usłyszałem.

Poinformowała mnie jednocześnie, że osoba która przekazała mi (ich zdaniem) fałszywe informacje, jeszcze "wszystko odszczeka". Usłyszałem zapowiedź niedzielnej, "rodzinnej" wizyty w domu mojego informatora. I słowa dotrzymali. Mój informator po wizycie zmienił swoje relacje twierdząc, że wprowadzono go w błąd i że się pomylił, nad czym bardzo ubolewa ... 

Dzień później, pod osłoną nocy, "głowa" z dachu gospodarza zniknęła. Usunięto ją podobno jedynie dla świętego spokoju i ze wstydu w okolicy. 

Co o tym myśleć, niech każdy z Was oceni sam.
Niestety, jest to dobry przykład, jak małe są szanse na zmianę myślenia starszych pokoleń, pierwszych powojennych osadników tych ziem. Pocieszam się tym, że młodzi myślą już nieco inaczej. Z informacji jakie dotarły do mnie tylko w tym roku, śmiem twierdzić, że przynajmniej 30% pałacowego wyposażenia znajduje się nadal w prywatnych rękach kopiczan. Chyba łatwiej będzie odbudować pałac niż zmienić myślenie i nastawienie wielu z nich.

14 sierpnia 2017

bottom of page